Ziółkowska: Jak wiele frajdy sprawia rower

Wywiad z Michaliną Ziółkowską (Volkswagen Samochody Użytkowe MTB Team)

Drukuj

Rok 2015 należał do niej. Wielokrotnie zwyciężała zawody zaliczane do Pucharu Polski w maratonie MTB, przywiozła złote medale z prestiżowych wyścigów, m.in. Roc d’Azur (Francja) i Bike Festival nad jeziorem Garda (Włochy). Swoją wysoką formę przypieczętowała w Obiszowie, gdzie wywalczyła tytuł mistrzyni Polski w maratonie MTB. Michalina Ziółkowska z Volkswagen Samochody Użytkowe MTB Team to jedna z najlepszych polskich kolarek górskich w naszym kraju. To jaka jest na trasie, wiemy. A jaka była i jest prywatnie?

 

 

 

Na wywiad z Michaliną umówiliśmy się w jej rodzinnym domu we Wrocławiu. Przyjechaliśmy, a Michaliny nie ma. Zastaliśmy jednak Bożenę - mamę mistrzyni Polski w maratonie MTB. Przy kawie i domowym jabłeczniku dowiedzieliśmy się wiele. Michalina nauczyła się chodzić w 10. miesiącu życia, a jeździć na rowerze w wieku 2 lat. Nie miała nigdy problemów w nauce, ani w przedmiotach ścisłych czy humanistycznych, a tym bardziej WF-ie. Co ciekawe Michalina ma duszę artystki. Po maturze chciała nawet zdawać na PWST, ale ostatecznie wybrała informatykę. W tym czasie wchodzi Michalina, a mamie udaje się przemycić nam ostatnie zdanie:

Słowem złote dziecko, tylko zbyt niespokojne i nieprzewidywalne, nie umiejące usiedzieć na miejscu, pomimo że nieśmiałe i skromne.

– kończy swoją opowieść Bożena, zamykając album ze zdjęciami i pamiątkami rodzinnymi. 

 

 

Twoja mama mówiła, że zawsze lubiłaś WF. Jaki miałaś stopień?

Michalina Ziółkowska: Jak widzę, już trochę się o mnie dowiedzieliście. Z WF’u miałam zawsze 5 lub 6, to był zdecydowanie najciekawszy przedmiot. 

Jaki był Twój pierwszy rower? 

MZ: Jeździć na rowerze nauczyłam się jak miałam kilka lat na małym składaku. Pamiętam, że był w domu też taki inny z nieco większymi kółkami i 3 przełożeniami. Była o niego walka z bratem. W podstawówce marzyłam o rowerze. Najpierw sobie sprawiłam BMX’a, a jak tylko pojawiły się pierwsze górale, to gdzieś na targu takiego zdobyłam i miałam go chyba z 10 lat, póki mi nie ukradli. Później zajęłam się koszykówką, więc o rowerze całkiem zapomniałam.

 
 

 

Koszykówka? To mnie zaintrygowałaś. Jak to się zaczęło i dlaczego ostatecznie piłkę zamieniłaś na rower?

MZ: W dzieciństwie jak cień chodziłam wszędzie za moim bratem, najpierw grałam w piłkę nożną, a później w koszykówkę. Oczywiście byłam jedyną dziewczyną w towarzystwie, więc lekko nie było. Twarda gra bardzo mi się spodobała i mimo niskiego wzrostu uparłam się, że zostanę koszykarką. Zaczynałam w Odrze Wrocław, później trafiłam do uniwersyteckiej drużyny AZS Wrocław. Koszykówka była całym moim życiem. Byłam też wielką fanką Śląska Wrocław, na którego mecze jeździłam po całej Polsce a bywało, że i za granicę. Wszystko skończyło się na pierwszym roku studiów, gdy zerwałam więzadło w kolanie. Musiałam się czymś zająć po operacji, więc przypomniałam sobie, jak wiele frajdy sprawia rower. Na ostatnim roku studiów powstała sekcja kolarstwa MTB, pomyślałam, że zobaczę, jak się trenuje kolarstwo i spodobało mi się na tyle, że trenuję do dziś.

Jaki najdłuższy dystans przejechałaś na rowerze?

MZ: Nie przywiązuję wagi do dystansu, chyba nawet nie przejechałam więcej niż 150 km jednego dnia. W kolarstwie bardziej “kręcą” mnie przewyższenia, im więcej podjazdów tym większą mam “radochę”. Na Teneryfie wjeżdżałam od 0 na ponad 2300 m na raz, ale było też parę wyścigów, na których było i ponad 3 tys. w pionie w sumie, a dystans nawet nie przekraczał 100 km. Na razie najwyżej udało mi się wjechać na  2757 m n.p.m. na Stelvio (red. przełęcz we włoskich Alpach Wschodnich), więc jeszcze jest co zdobywać.

 

 

 

 

Jak widać sport odgrywa dużą rolę w Twoim życiu? Jestem ciekawy/a ile najwięcej sportów trenowałaś jednocześnie?

MZ: Ostatni rok studiów był szalony, bo więcej czasu spędzałam na sekcjach sportowych niż na zajęciach wydziału informatyki. Byłam jednocześnie w sekcji koszykówki, korfballu, futsalu i kolarstwa górskiego.

Sportowcy często narzekają na stres. Co robisz jak się stresujesz? 

MZ: Najbardziej pomaga mi zaszycie się gdzieś w kącie i pobycie trochę w samotności. Czasem pomaga dobra muzyka. Wszystko zależy od okoliczności.

Czyli nie zajadasz stresu. Tak przy okazji byłaś niejadkiem w dzieciństwie czy wręcz odwrotnie?

MZ: Byłam wielkim łakomczuchem, zwłaszcza kiedy moja babcia zapraszała na pierożki. Uwielbiałam też wszystko co słodkie, a w liceum chodziłam z koleżanką na wagary na drożdżówki do parku.

 

 

Prywatnie wolisz morze czy góry?

MZ: Kocham góry a morze lubię tylko wtedy, gdy w pobliżu są góry. Leżenie na plaży to straszna nuda, nie znoszę płaskich terenów, uwielbiam przewyższenia, spokój i nieprzewidywalność jakie charakteryzują góry. Gdybym mogła, to z chęcią wybudowałabym sobie taką chatkę gdzieś w Alpach i w niej zamieszkała.

Jakie masz największe marzenie – to sportowe i to niesportowe?

MZ: Kiedy zaczynałam trenować kolarstwo marzyłam, by wygrać choć jeden Bike Maraton, by wystartować w profesjonalnych zawodach XC. Potem marzyłam o rowerze karbonowym takim, na jakim jeżdżą najlepsi. Marzyłam by wystartować w Mistrzostwach Świata w Maratonie MTB, by wygrać duży wyścig za granicą…. I wszystko mi się udało, mam w zanadrzu kilka innych marzeń, nie tylko sportowych, ale zostawiam to dla siebie.

Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za tegoroczny sezon!